Strony

26 lis 2019


Ostatnio próbowałam wrzucać rzeczy raczej na facebooka i na instagrama. Nie przepadam za tymi platformami. Chciałabym dla odmiany kilka rzeczy wrzucić tutaj i podzielić się trochę refleksjami na temat przeszłości.

trigger warning: żal dupe ściska

Jakiś niezbyt dawny czas temu zepsuł mi się komputer i straciłam wszystkie dane. Nie robiłam za bardzo backupów(wiem). Miałam kiedyś dysk zewnętrzny na którym robiłam, ale on też się zepsuł. Problemy finansowe, problemy ze smutkiem i takie tam, sprawiają że takie rzeczy schodzą na dalszy plan. Czasem wstanie na dwóch nogach i wzięcie prysznica jest osiągnięciem.

W ramach refleksji nad tym co stracone i co już minęło, wrzucam tu kilka "starych" rzeczy, (odkopane z odmętów internetu, i gdzieś zalegające w gąszczu mejli na gmailu), które nie trafiły tutaj kiedy były świeże.

Czemu nie trafiły - bo niektóre z nich robiłam "bez ego, dla idei", trochę też straciłam poczucie, że warto tu wrzucać rzeczy (i trochę też, że warto tworzyć rzeczy)
Tu praca zrobiona bez ego dla idei (2017)

Za tę grafikę z kolei dostałam wynagrodzenie (Dzięki Klaudia <3 p=""><3 3="">
<3 p="">

 A to z kolei… tej pracy można by napisać zupełnie oddzielną długą i meandrującą notkę, trochę zabawną, trochę smutną, uzupełniającą tematycznie tą tutaj, wyjaśniającą za jednym zamachem dwie tajemnice z innej notki z innego bloga – https://sienkiewiczkarol.org/2016/04/06/wieszaki/  (więc może będzie follow-up) Praca dla idei bez ego. 2016

Dziś to robienie rzeczy "bez ego, dla idei" mam poczucie, że dało mi trochę w kość. Z tego typu działań nie otrzymywałam wynagrodzenia(to jasne), ale również nie pomogło w rozpoznawalności moich prac jako moich (co dopiero z czasem zaczęłam żałować).
Wtedy uważałam, że tak jest dobrze, właśnie o to chodzi w działaniu "bez ego dla idei", ale dziś po iluś niesłychanie trudnych latach (wciąż trwa ten okres), moja perspektywa się nieco zmieniła (chociaż nie zupełnie).
Popełniłam wiele błędów i nie ze wszystkich umiem się jeszcze wygrzebać. Ciężko jest mi wypracować nowe bardziej wyważone w sprawie "ego" podejście, natomiast, fakt że mój rozwój i "kariera" między innymi na tym ucierpiały ciężko mi dziś zaprzeczyć. Wciąż żywię przekonanie, że zbytnie skupianie się na "osobistej indywidualnej karierze" nie jest dobrą drogą, jest nas bardzo bardzo wiele, i jest bardzo bardzo wiele ludzi równie zdolnych, równie „zasługujących”.

Nie umiałam wypracować sposobu działania, z którym miałabym poczucie, że nie godzi w moje wartości, jest w zgodzie ze mną i jednocześnie pozwala nie utonąć. Nie umiałam też w pełni się odwrócić od chęci tworzenia, a tworzenie wyłącznie dla siebie jest dziwną sytuacją...
Z jednej strony przychodzi refleksja, że owszem tworzenie "dla siebie" jest gdzieś w sercu tworzenia, ten impuls, to dziwaczne pragnienie wychodzi od środka, ale z drugiej strony, sama widzialność (czy słyszalność) tego co się robi nasuwa sugestię by się podzielić, a potem już dalej, czas, uwaga, lata, które się temu oddało, i te wszystkie starania sprawiają, że się pragnie choć odrobinkę docenienia, albo chociaż ochłapów ze stołu.

Ciężko jest konsekwentnie i poważnie tworzyć i utrzymywać się z innych prac, szczególnie jeśli te inne prace, które się jest w stanie wykonywać, są nisko płatne, od sasa do lasa i też prekaryjne. Właściwie to się nie da. Kiedyś uważałam, że to fajne, różnorodne doświadczenie wzbogaca ducha, no i tak faktycznie jest, ale do pewnego momentu. W moim doświadczeniu, kiedy te inne prace są naprawdę sporadyczne, to jeszcze jako tako (choć się wtedy nie da utrzymać ni chuja, ale w miarę da się uwagą sensownie kierować), a potem jak wpłynie więcej, bo akurat taki tydzień, to z jednej strony nie można odmawiać (bo się pasożytuje na rodzinie), ale potem się zaczyna nawalać w którymś miejscu i świrować, bo zwyczajnie uwaga jest za bardzo rozciągana na różne strony. Sytuacja kończy się, orientowaniem się, że się zapomniało portfela i nie można kupić biletu (nie masz karty miejskiej bo to za duży wydatek na raz, poruszasz się rowerem - o ile powypadkowe biodro pozwala), trzeba wysiąść z autobusu, nie można dojechać do pracy (1,5 godziny jazdy trzema rzadko kursującymi autobusami albo jednym co jedzie raz na sto lat), załamka, płacz na ulicy, chowanie się po krzakach przed ludźmi, i to jest ... normalne.

Błędne koło kręci się dalej, zataczając coraz ciaśniejsze kręgi. Zajmowanie się sztuką, wydaje się coraz bardziej próżne, doświadczenie wykonując inne prace nie pozostawia złudzeń, zła atmosfera na wernisażach również. Mimo tego, chęć tworzenia nie odpuszcza. Jest jak uzależnienie, jak dziwna klątwa, dalej się chce, ale póki co nic dobrego z tego nie wyniknęło, i zaczyna do ciebie docierać, że może nigdy nie wyniknie. Coraz mniej subtelnie wkracza szaleństwo.

Ktoś życzliwy i z dobrymi intencjami mówi:
"Niektórzy dali by się pochlastać żeby tak rysować czy pisać piosenki"
Poczucie winy - nie dość, że jesteś porażką, to jeszcze jesteś niewdzięczna.

Zazdrość, nieszczęsna, żałosna zazdrość. Kiedyś mało miałam do czynienia z tym uczuciem, albo nie pamiętam tego za bardzo. W końcu jednak ten demon i mnie dopadł. Kontakt z cudzą twórczością staje się nie do zniesienia. Ciężko nawet utrzymywać kontakt z przyjaciółką, która zajmuje się sztuką i jest jedną z niewielu osób, która jeszcze pamięta o Twoim istnieniu. Myślisz, że lekiem na to będzie tworzenie?
"Tu cię mam!" śmieje się demon. ( ◞≼◉ื≽◟ ;;◞≼◉ื≽◟
"Więc, teraz to Ty bedziesz u innych wzbudzać zazdrość? Szach mat dziewczyno, no to jaki masz teraz ruch?"

Nie masz ruchu, pocieszasz się, że przynajmniej nie masz też halucynacji z niedożywienia, ale konflikt wewnętrzny coraz bardziej Cię wyniszcza. Może jakąś odpowiedzią na to byłoby bycie bardziej społeczną, szukanie solidarności wśród innych twórczych osób? Przecież nie jesteś jedyną osobą borykająca się z takimi problemami. Może idź na protest bananowy albo...

"Solo co?" Demon wybucha śmiechem i przypomina Ci o Niej.
Właściwie o Niej i o Nim.
Nie pójdziesz na żaden protest bananowy. Nie dla ciebie solidarność twórców, siostrzeństwo i braterstwo. Unikasz od kilku lat wystaw i wernisaży bo odgrywa Ci się prawie zawsze scenka, jak On Ci mówi, że nie mają dla ciebie czasu na Ważnym wernisażu w Ważnej galerii bo Ona się za bardzo stresuje Swoją karierą i Ważniejszymi ludźmi. To już nie istotne, że byliście od dawna umówieni i Ona nawet nie pokazuje tam swoich prac, ale widzisz, dzięki ciężkiej pracy i takiej strategii, Ona będzie osiągała znacznie większe sukcesy niż Ty. Papa robaczku, zmykaj pod kamień.

Chowasz się pod kamieniem. Jest Ci wstyd, że wpuściłaś tych ludzi tak blisko siebie, a Oni Cię tak potraktowali. Usprawiedliwiasz Ich. Taka jest atmosfera na wernisażach. Taki jest świat sztuki. Tak już jest. Jest jak jest. Chciałaś być buntowniczką, no to masz. Albo właśnie - nie masz.

Żyjesz pod kamieniem. Czasem się wychylasz, i widzisz, że Ona bierze udział w aukcji reklamującej się Feminizmem i uwaga uwaga Siostrzeństwem.
Demon znowu się z Ciebie śmieje.
"To tak dzisiaj definiują siostrzeństwo... Proszę, proszę, ciekawe" 

Twoje obsesje się znowu nasilają, nie chcesz rozdrapywać przeszłości, od lat masz tego dość. Nie stać cię już na terapie. Nie udało ci się wymedytować z egzystencji i wyłączyć matrix. Może medytacja pomaga na chwilę, ale pomiędzy chwilami trzeba jeszcze żyć.
Buddyści mówią, że Maja nie istnieje więc nie może Cię skrzywdzić. Tego nie jestem w stu procentach pewna, ale tę Maję w moim doświadczeniu można.

Odpalasz pod kamieniem komputer.
Odnajdujesz stary blog i zaczynasz pisać notkę retrospektywną.